Drugi dzień w Bukharze zaczynamy od zwiedzania działającego meczetu Bolo-Hauz. Od innych wyróżniają go rzeźbione, drewniane kolumny przed głównym wejściem do środka i bardzo ozdobne sufity. Następnie idziemy w stronę bazaru gdzie robimy małe zakupy mijając po drodze mauzoleum Chashma-Ayub i małe muzeum wody. Znajdują się one na placu z ładnie utrzymaną zielenią.
Dochodzimy do jednego z bardziej ciekawych budynków nie tylko w Bukharze, ale w całym Uzbekistanie. Mauzoleum Ismail Samani jest budowlą z X wieku (905 r.) zbudowaną na cześć założyciela dynastii Samanidów. Jest to niewielki budynek w kształcie sześcianu z kopuła na dachu. Robi wrażenie. Drugiego podobnego do niego nie widzieliśmy. Jego mury 2 metrowej grubości pozwoliły mu się zachować przez 11 wieków praktycznie bez renowacji. Ma jeszcze jedną ciekawą cechę. Dzięki specyficznemu ułożeniu cegieł na zewnątrz budynku ściany wydają się zmieniać kolor w zależności od kąta padania światła.
Wracamy w kierunku centrum starego miasta. Po drodze mijamy twierdze Ark. do środka wejść nie można. Trwa chyba jakiś remont. Jej mury są bardzo podobne do murów wokół starego miasta w Khivie. Idziemy dalej. Mijamy bazar z dywanami. Niektóre z nich są naprawdę duże. Znów przechodzimy koło kompleksu Kalon i spotykamy gościa, który chce wymienić nam pieniądze. Pierwszy raz ma się to odbyć u cinkciarza w domu. Idziemy z nim, wchodzimy do środka, zdejmujemy buty co by nie pobrudzić wyłożonych na podłodze dywanów i jesteśmy poczęstowani herbatą. Koleś znika i idzie do kogoś kto ma przyjechać z pieniędzmi dla nas. Czekamy jakiś czas i też sobie idziemy, zniecierpliwieni. Pieniędzy nie wymieniamy. Po południu spotykamy go znowu i transakcja dochodzi do skutku. Tym razem na ulicy.
Na dziś mamy w planie jeszcze znaleźć Char Minar. Jest mały, fotogeniczny budynek z czterema wieżyczkami (nie minaretami) będący kiedyś bramą do nie istniejącej już medresy. Jest on bardzo oryginalny w porównaniu zresztą tutejszej architektury. Idziemy na jedzonko. Plov, zupa z ciecierzycą i jakieś klopsy mielone z ziemniakami. Klopsy są naprawdę podłe. Jesteśmy trochę rozczarowani tutejszą kuchnią ogólnie mówiąc. Za to chleb mają wypasiony. Wracamy do naszego hoteliku zaopatrzeni w odkażacz:) żeby lepiej strawić ostatni posiłek. Spotykamy tam Jacka z Warszawy, który zwiedziwszy Uzbekistan jedzie do Kirgistanu gdzie chce kupić konia, pośmigać nim 4 tygodnie po czym go sprzedać. Niezły plan.