Dojeżdżamy do Chimgan. Powoli robi się wieczór. Szukamy hotelu Chimgan, który lata świetności ma już dawno, dawno za sobą. Szukamy właśnie tego hotelu bo jest on jedyny w rozsądnej cenie, reszta ceni się zanadto. Znajdujemy hotel. Jest złożony z paru gmachów, które wyglądają na kompletnie opuszczone. Chodzimy, kręcimy się, wilki jakieś:) (no dobra psy) i ani żywej duszy. W końcu znajdujemy wejście gdzie pali się żarówka. Wchodzimy do środka. Jest klimacik. Ani żywej duszy. Trochę czujemy się jak w „Lśnieniu” Kubricka. Wchodzimy po schodach na następne piętro, mijamy parę zdechłych karaluchów (chyba popełniły sepuku:)) i nadal nikogo. Widzimy stoły bilardowe, recepcje, drogę do klubu nocnego w podziemiach, ale człowieka żadnego. Idziemy stamtąd. Kręcimy się jeszcze trochę na zewnątrz i nic z tego nie wynika. Musimy znaleźć coś innego. Pytamy o nocleg w przydrożnym barze i kierują nas do miejsca gdzie gość wynajmuje domki letniskowe. Wynajmuje rzeczywiście tylko za jakąś straszną cenę i bez rejestracji.
Parę słów o rejestracji. Obcokrajowcy podróżujący po Uzbekistanie muszą spełnić obowiązek meldunkowy. Czyli z każdego miejsca gdzie śpią muszą mieć potwierdzenie. My czymaliśmy się tej zasady. Co okazało się małym błędem. Po pierwsze nikt przy wyjeździe tego nie sprawdzał, a po drugie dotyczy to sytuacji w której spędza się więcej niż dwie noce w jednym miejscu. Jeśli śpi się jedną noc to nie powinno być problemów.
Idziemy dalej pokierowani przez gościa od domków do hotelu Asia. Hotel fajny, z rejestracją tylko trochę drogi jak dla nas. 20 usd/os. Zostajemy w końcu w nim za 15 usd/os. ze śniadaniem. Szukali byśmy dalej, ale zrobiło się kompletnie ciemno. W hotelu widzą chyba że jesteśmy trochę zmarnowani, bo gdy siedzimy już w pokoju przynoszą nam poczęstunek w postaci pieczonych ziemniaków i mięsa, sałatki i chleba. Bardzo miło z ich strony bo jesteśmy bardzo głodni. Bierzemy gorącą kąpiel i włączamy tv i się okazuje że mamy polskie programy. I co więcej leci właśnie „7 lat w Tybecie”.
Dzień był dość ciężki. Dużo przejazdów, przesiadek i Kasia jeszcze trochę zaniemogła żołądkowo. Wszystko się jednak dobrze skończyło. Nie według planu, ale tutaj plan jest tylko teorią.