Dolina Fergany, w której teraz jesteśmy nie wygląda w ogóle jak dolina. Leży między pasmem Tien Shanu na północy i Pamirem na południu. Ma szerokość 22 km i gdy jest się w jej środku otaczających gór nie widać. Smog powstały dzięki licznym tutaj fabryką nie ułatwia widoczności.
Dzisiaj czas na wyhamowanie. Podczas dwóch ostatnich dni mieliśmy dużo przemieszczania się. W mieszkaniu u Valentyny mamy kuchnie więc postanawiamy obiad zrobić sobie sami. Idziemy więc na bazar po zakupy. Kupujemy makaron, pomidory, cebulę, bakłażan, czosnek, ostrą paprykę, kefir, melona i jajka na jutro na śniadanie. Wszystkie produkty kupujemy w tak małych ilościach że sprzedawcy nie wiedzą jak to liczyć, bo jak ktoś już coś kupuje tutaj to hurtowo. Odstawiamy nasze produkty i idziemy zrobić rekonesans po mieście. Centrum Fergany składa się z kilku prostopadle przecinających się ulic i jest bardzo zwięzłe. Miejscowi poubierani są w bardziej europejskim stylu niż widzieliśmy w poprzednich miejscach. Idziemy do parku. Central Park jest duży i tętni życie. Są ty różne cuda. Można przejechać się na karuzeli, pograć w pin ponga, pocelować rzytkami do balować czy nawet popodciągać się na drążku. A jak się człowiek zmęczy można usiąść w jednej z licznych tutaj kawiarenek. Jest też fontanna, obok której stoi pomnik Ulugbeka astronoma.
Po spacerze idziemy zrobić sobie obiad. Robimy pyszne jedzonko i wychodzi nam że płaci za nie złotówkę od głowy.
Po południu idziemy do restauracji Treasure Island na piwko i internet.